poniedziałek, 19 grudnia 2016

Bo nie trzeba było być aż poetą, żeby troiło się w głowie. - Cała prawda o mnie

"To co się zobaczyło, to się nieodzobaczy"


Zaczęło się niewinnie od uświadamiania sobie nadchodzących, nieuniknionych zmian. Był to początek mojej przygody z atakami paniki i lękami napadowymi...

Kiedy dziadek zaczął się gorzej czuć, każdy go namawiał na wizytę u specjalisty. Niestety na marne poszły wszystkie tłumaczenia, prośby i groźby, zaniechał leczenia.  Było widać jak zaczyna "odpływać z tego świata", myliło mu się wszystko, pytał kilka razy o to samo, był kłótliwy przez to zapominanie. Nie był już tą samą osobą którą znałam, zamieniał się powoli w niemowlaka. A ja musiałam na to patrzeć... 
To co przeżywałam przez ostatni rok można nazwać solidnym kopem w moją psychikę. Często bezsilnie nocami płakałam, nie wiedząc zupełnie dlaczego tak się dzieję. Dlaczego to mnie spotyka, dlaczego zaczyna się coś dziać z moim umysłem. Byłam zła na niego kiedy wykrzykiwał po nocach "Babcia" - tak mówił na swoją żonę odkąd tylko pamiętam. Nie dało się w ogóle spać, cały dzień miliony pytań, tłumaczeń, próśb, a nocami wysiadywanie przy nim...
Karmienie, mycie, przewijanie i ta bezradność którą odczuwało się przez cały czas... Myśl która krążyła "umrze"... cholera umrze.  On potrzebował tego, by ktoś był, ale w efekcie i tak umarł osamotniony w szpitalu.  
Każda śmierć jest tragedią, dla pozostających przy życiu. Musimy zmagać się z emocjami, pogodzić się z utratą, walczymy ze łzami, których się wstydzimy.
Pierwszy atak paniki wzięłam za chorobę, myślałam że umrę. Wezwałam karetkę, wyzywałam nie raz. Zbadali mnie, byłam w ciągłym napięciu. Nie wykryli niczego, wypisali mnie do domu. Na chwilę pomogło, może zaledwie na dwa tygodnie. Następne ataki miałam w tramwajach. Atak paniki objawia się szybkim biciem serca, wrażenie zemdlenia, nogami jak z waty, zawrotami głowy, uderzeniem gorąca, mrowieniem, szybkim oddechem który może prowadzić do hiperwentylacji i obkurczeniem się wszystkich mięśni (na szczęście tego nie doświadczyłam, ale byłam świadkiem takiego silnego ataku). Zazwyczaj kiedy odczuwam to w komunikacji miejskiej starałam się wysiąść na najbliższym przystanku...
W dalszym ciągu mam i ataki paniki jak i również lęki napadowe, z tą różnicą że teraz one są codziennością. Utrudnia to życie jak cholera, nie można normalnie funkcjonować. Tęsknie za tymi dniami gdzie beztrosko chodziłam po ulicach, mając wszystko w poważaniu.
Musimy pamiętać że każde spotkanie się z kimś może być tym ostatnim spotkaniem. A więc nie rozstawajmy się w kłótni. Wiem że to się łatwo tak mówi.
To jest moja osobista walka z życiem... każdy z nas ją toczy. Nie wiadomo czy i ciebie nigdy nie będzie dotyczył ten jakże gówniany problem...

Szylka Vs Świat